poniedziałek, 21 lipca 2014

Skrzypowa susza na głowie

Witajcie, dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć co nieco na temat jednego z szamponów Barwy. Czytałam wiele o tych produktach na blogach. Dużo osób chwaliło ich prosty skład, brak silikonów, świetną tendencję do zmywania olei i muszę przyznać, że tuż przed wyjazdem w styczniu z Polski postanowiłam wybrać się do Rossmanna i skusiłam się na jedną buteleczkę wersji ze skrzypem polnym, która miała chronić moje włosy przed wypadaniem. Szampon chciałam wypróbować jak najszybciej. Niestety, byłam bardzo zdziwiona i to negatywnie, już po pierwszym użyciu. Znacie mnie jednak, staram się nie skreślać niczego na dzień dobry, próbować, testować, dać drugą, trzecią a nawet czwartą szansę. Jak widać butelka jest prawie pusta, dlatego też już dzisiaj, po powrocie z pracy, pstryknęłam dla Was kilka zdjęć, jeszcze przed wykończeniem opakowania i dobiciem do dna. Chciałam po prostu uwiecznić dla Was kolor i wygląd szamponu, ponieważ sama osobiście bardzo lubię, kiedy mogę obejrzeć kolor produktu, a także jego konsystencję, jego gęstość. W przypadku produktu tego typu jest czasami ona dosyć istotna. I cóż mogę Wam więcej powiedzieć...zapraszam na recenzję!


Szampon jak widzicie znajduje się w przezroczystej prostej butelce. Nie wiem czy została ona zmieniona od czasu kiedy ja zakupiłam produkt, ale muszę przyznać, że nie przypadła mi ona kompletnie do gustu. Po odkręceniu  na pewno zauważycie, że butelka ma bardzo duży otwór  i wcale nie ułatwia to nam aplikacji szamponu na dłoń a wręcz koszmarnie utrudnia, bo mogłabym wam przysiąc że prawie przy każdym myciu włosów, kosmetyk przelał mi się z butelki, wylewając się na dłoń i do wanny.Było mi cieżko jednocześnie trzymać opakowanie, dozować odpowiednią dawkę, nie wspominam już o nakładaniu jej na skalp.Wodnista konsystencja miała tutaj na pewno swój udział i szampon poprostu  bardzo często lądował z mojej dłoni na dnie wanny zanim dotarłam ręką do skóry głowy. Spróbujcie sobie wyobrazić mnie pod prysznicem z buteleczką w jednej ręce, próbującą szybko zaaplikować produkt tuż nad czołem...hmm...widok zabawny a ciężko było ominąć twarz przed kapiącym produktem. (od razu pragnę dodać, że nie jestem łamagą :P)


Zdaję sobie sprawę z tego, że cena produktu (ok 4 zł) jest dosyć niska, bardzo przystępna, ale opakowaniu mówię KATEGORYCZNE NIE i byłabym bardzo szczęśliwa gdyby kształt, design butelki z otworem na czele zostały zmienione na coś bardziej poręcznego. Jak już wspomniałam sam sampon jest dość wodnisty, więc otwór tym bardziej nie ułatwia nam aplikacji .

Kolor szamponu kojarzy mi się tylko i wyłacznie z Ludwikiem. Nie wiem dlaczego, ale od początku jak tylko chwyciłam za butelkę, okrzyknęłam go moim małym ziołowym płynem do mycia. Jednak nie kolor jest tuaj najważniejszy, a działanie, także przejdźmy do niego.


Szampon koszmarnie się pieni, wręcz pokuszę się o stwierdzenie, że  tego nie robi. Musiałam się solidnie namęczyć aby uzyskać zadowalającą pianę, jednak winę składam składam turaj na jego prosty skład. Jak widzicie, na dzień dobry producent zaserowałam nam słynne Sodium Lauret Sulphate. I teraz pewnie odezwą się głosy osób, które nie używają szaponów tego typu. Ja  powiem szczerze, nie  jestem zwolnenniczką całkowitego wykreślenia tego składnika z mojej pielęgnacji. Nie jestem, a może byłam...hmmm...ale o tym później. Podczas mycia nie raz posiłkowałam się wodą, aby uzyskać pianię z szamponu i pokryć nią moje włosy. Zastanawiam się jak wyglądać będzie kwestia wydajności szamponu u osób które mają długie włosy ponieważ musze przyznać, że szampon przy tej konsystencji, otworze i działaniu i pienieniu się jest bardzo mało wydajny. Ja go stosowałam dość długo, ponieważ tak jak wspomniałam na początku za pierwszym razem nie przypadł mi on do gustu i troszkę czasu zajęło mi to aby dać mu drugą szansę, żeby do niego się przekonać, żeby stosować go ciut częściej.



Zapach szamponu jest bardzo intensywny. Trzeba przyznać, że ziołowy zapach poczujecie już przy otwarciu buteleczki, a utrzymuje się on bardzo długo na włosach. Nawet odżywka nie jest w stanie go zataić i wyczuwam go przez całą resztę dnia. Nie przeszkadza mi on ponieważ lubię ziołowe zapachy i kompletnie nie mam nic przeciwko nim. Z resztą kupując produkt wiedziałam na co się piszę i zdałam się na ziołową moc. Niestety tyle byłoby z plusów, poza zapachem, ponieważ szampon kompletnie wysusza moją skórę głowy. I wracam w tym momencie do tego że Sodium Lauret Sulphate nigdy nie działało w taki sposób na mój skalp.W tym przypadku niestety moja skóra wariuje. Nie wiem czy to pod wpływem innego szamponu, bo w tym samym czasie stosowałam dwa odmienne kosmetyki, ale nastąpił u mnie wysyp łupieżu oraz co za tym idzie, szampon który miał działać przeciwko wypadaniu włosów, mam wrażenie że wpłynął na to, że włosy zaczęły wypadać mi bardziej, wręcz garściami. Jestem oficjalnie przerażona i nie wiem kompeltnie co z tym fantem zrobić, bo nawet Tangle Teezer nie jest w stanie nie szarpać mi włosów, po zastosowaniu tego szamponu. Nie jestem w stanie rozczesać ich bez wyrywania konkretnej garści, ba! dwóch garści włosów konkretnie wypełniających moją umywalkę pod lustrem. I przeraża mnie to i smuci i zastanawiam się co z tym fantem zrobić.Szamponu w kwestii włosowej nie zamierzam używać, mogę go jedynie poświęcić do mycia pędzli.


Próbowałam odżywek, po i przed jego zastosowaniem. Dalej włosy były przesuszone. Nie mogę zaprzeczyć, kosmetyk na pewno rewelacyjnie je oczyszczał, były aż skrzypiące, ale kołtuny na głowie, ode mnie  macie jak w banku! Szamponu nie polecam do codziennego stosowania. Kompletnie! W moim przypadku nie sprawdził się zupełnie.
Jeśli miałabym  potrzebę oczyszczenia włosów nie wiem czy skusiłabym się na niego ponownie. Nie neguję jednak tego, że chciałabym wypróbować inne produkty  z tej serii, np z rzepą.
Werjsa ze skrzypem polnym nie sprawdziła sie u mnie, nie skuszę się na niego ponownie  i nawet niska cena nie będzie miała tutaj wpływu na moją opinię. Ewidentnie albo brak silikonów mi nie sluży, albo któryś ze składników. A szkoda, bo miałam nadzieję, że ziołowa moc będzie miała pozytywny wpływ na moje włosy.

Znacie? Stosowałyście? Czekam na Wasze komentarze!

4 komentarze:

  1. Nie stosowałam ale faktycznie kolor przypomina Ludwika zresztą on sam w sobie też się słabo pieni :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm chyba najgorzej wydane 4zł w twoim zyciu :))) jakas masakra, niektorzy producenci powinni sie walnac w leb zanim cos wypuszcza na rynek :/

    OdpowiedzUsuń
  3. juz wiem ze go nie wyprobuje

    OdpowiedzUsuń