poniedziałek, 22 września 2014

Wygoda idealna na jesień/ check shirt

Kilka dni temu udało mi się przejrzeć część mojej garderoby i dokopać do ulubionej koszuli w kratkę, którą sprawiłam sobie chyba dwa lata temu w Reserved. Pamiętam z jakim zacięciem szukałam idealnej w wielu sklepach aby w końcu trafić na tą ulubioną, czerwoną, bez zbędnych dodatków, w lekko roboczym stylu. Uwielbiam luz i wygodę, a czerwono czarna kratka idealnie kojarzy mi się z jesienią, dlatego wczoraj, podczas weekendowego spaceru postanowiłam wykorzystać ten wzór w mojej stylizacji. Boyfreindy i dzianinowa koszula to może nic wielkiego, ale ja czuję się idealnie w takim zestawie. Dajcie znać, czy lubicie takie połączenia :)








koszula - Reserved
boyfriendy - Primark
buty - Top Shop
zegarek - Michael Kors
okulary -Ray-Ban

wtorek, 16 września 2014

OPI A Definite Moust - Have NL M56

Do zakupu lakierów OPI "zabierałam się " dość długo i nigdy nie mogłam się zdecydować, od jakiego koloru chciałabym zacząć. Zawsze w Polsce wydawały mi się zbyt drogie,poza tym nie miałam do nich stacjonarnego dostępu a kiedy miałam ochotę ponosić OPIaczka na paznokciach wybierałam się do mojej kosmetyczki. Kiedy jednak wypatrzyłam ofertę TK Maxx i na półce w oczy rzuciło mi się  różowe cudo OPI za 3 funty, nie mogłam się oprzeć i nie skorzystać. I nie żałuję!
Początkowo obawiałam się. Miałam złe doświadczenie z razistą pomarańczą OPI, tuż  po jednej z wizyt w salonie i  obawiałam się, że tym razem może być tak samo. Pamiętam, że tamten lakier, podczas zmywania doprowadził mnie do szału. Bijąca po oczach pomarańcz niczym z kamizelki ochronnej schodząć z paznokcia obklejała nie tylko wacik, ale przy okazji wszystkie palce i skórki dookoła, na dodatek była bardzo nietrwała i chyba nie wytrzymała nawet 3 dni. Mimo to, zaryzykowałam i tak jak napisałam wyżej, nie żałuję swojej decyzji.

A Definite Moust - Have jest pięknym wyrazistym różem o satynowym wykończeniu. Patrząc na niego od razu przypominam sobie wakacje, sama nie wiem dlaczego taki odcień kojarzy mi się z letnią porą.
Lakier Świetnie rozprowadza się na płytce, nie smuży, jedna warstwa idealnie pokrywa powierzchnie paznokcia, sprawiając, że spokojnie mogę  zaliczyć go do tych w stylu emergency, czyli : chwytam, maluję i zaraz wychodzę, bo paznokcie są szybko suche i nie potrzeba męczyć się z dwoma warstwami lakieru. Podkreślam, że jest to tylko opcja na wypadek gdybyście musiały szybko wyjść z domu a chcecie mieć ładnie pomalowane paznokcie. Jedna warstwa jest bowiem bardzo nietrwała i na pewno już wieczorem zauważycie obdarte delikatnie końcówki.
Kiedy jednak macie więcej czasu, polecam poświęcić mu troszkę czasu i zdecydować się na dwie warstwy i top coat,  a na pewno nie będziecie chciały sie z nim rozstać. Na paznokciach u stóp wytrzymał niesamowicie długo. Polecam w 100 %. A teraz zapraszam do oglądania :)








Lubicie lakiery OPI? Jakie kolorki polecacie? Czekam na Wasze komentarze

niedziela, 14 września 2014

JEANS & BLUE

Kochani, wybaczcie tą małą przerwę i brak regularności w pisaniu notek, ale życie codzienne pochłania czasami wiele mojej energii.  W takich chwilach zawsze powtarzam, że możecie mnie znaleźć częściej na Instagramie, który nie ukrywam, też ostatnio pochłonął mnie całkowicie. Uwielbiam wiedzieć, co się u Was dzieje, wymieniać się komentarzami, obserwować jak mijają Wam dni. Serdecznie zapraszam każdego  Was na mojego Insta. Link znajduje się w prawym pasku bocznym bloga.
A teraz do rzeczy. Dzisiaj post troszkę inny niż zwykle, bo postanowiłam przedstawić Wam mój outfit. Jeśli chodzi o zestawy, to uwielbiam zwyklami, wygodne rozwiązania które świetnie sprawdzają się na co dzień. Pogoda dzisiaj dopisała, ale lekkimi rajstopami i jeansową koszulą z długim rękawem, postanowiłam wpisać się w jesienną aurę. Nie da się ukryć, że słonecznych dni jest coraz mniej, dlatego pozostawiłam na paznokciach odrobinę "nadmorskiego bluesa". Pamiętacie? Jeśli nie odsyłam Was TUTAJ . Kolor idealnie skomponował się z turkusowym portfelem, prezentem urodzinowym, który dotarł do mnie pocztą w Polski, jako prezent urodzinowy od moich cudownych przyjaciółek.
Mam nadzieję, że całość Wam się spodoba. Od czasu do czasu popatrzycie tutaj na moją buźkę, co Wy na to?










KOSZULA: Tally Weijl
SPODENKI: H&M
BUTY: Top Shop
PORTFEL: Stradivarius
OKULARY : Ray Ban
ZEGAREK: Michael Kors
BRANSOLETKI : Primark

wtorek, 9 września 2014

Anglia moimi oczami. Co zaskoczyło mnie w : MIESZKANIE

Cześć! Witam Was serdecznie w nowej serii na moim blogu, którą zamierzam poświęcić: Anglii. Dzisiaj chciałabym napisać co nieco na temat rzeczy, które zaskoczyły mnie w tym kraju. Opowiem Wam właśnie o faktach/rzeczach/ zjawiskach, które podczas pierwszego kontaktu okazały się dla mnie czymś nowym i odmiennym. W pierwszym wpisie zacznę dzisiaj od czegoś podstawowego. Zapraszam więc na
Anglia moimi oczami. Co zaskoczyło mnie w: MIESZKANIE

Na pierwszy rzut idą: dwa krany. Kiedy  przyjechałam tutaj w lipcu po  raz pierwszy to nie mogłam uwierzyć, że tak naprawdę jest. Chłopak opowiadał mi o tym wcześniej, ale nie mieściło mi się to troszkę w głowie. No bo jak? Dwa krany? Nie do pomyślenia dla mnie! Do dzisiaj tego nie mogę zrozumieć. Bo jak tutaj nie poparzyć rąk podczas mycia, kiedy z kurka z ciepłą wodą po chwili zaczyna lecieć wrzątek? Nie wiem, czy komuś zależało na oszczędzaniu  i wpadł na pomysł, że wszyscy będą zatykać np umywalkę, nalewać odrobinę ciepłej i odrobinę zimnej wody i wtedy myć ręce? Być może. Ja za tym nie przepadam i cieszę się, że np w kuchni mamy normalny zlew z jednym poręcznym kurkiem. Dwa krany zdecydowanie nie są wygodne, ale nie ukrywam kiedy nie mamy wyjścia można się do nich przyzwyczaić i nauczyć z nimi żyć.


Będąc już przy kwestiach wody i także łazienki to wchodząc proszę nie szukać pstryczka. Najczęściej spotkacie się z włącznikiem na...sznurek! Ot moja landlordka zaszalała i zafundowała mi kolorowe kuleczki na końcu, zapewne w celu ozdoby. Fakt moim zdaniem śmieszny i kompletnie staromodny, ale jak już zdążyłam poznać Anglików, to większość z nich ma takie kwestie głęboko w poważaniu i kochają przede wszystkim starocie, dlatego niech nikogo sznurek jako włącznik do światła nie zdziwi.


Trzeci punkt na liście to: spłuczka w toalecie. W bardzo wielu napotkacie się na pewno na "wajchę". Ile to ja się na początku namęczyłam, no bo szarpałam i szarpałam w dół, a tam nic. U Nas nie ma takiego problemu, bo jedno pociągnięcie sprawia, że dzieje się to co powinno, ale jeśli kiedykolwiek zdarzy Wam się być w toalecie na mieście czy u kogoś w starszym mieszkaniu, polecam szybkie 2-3 szarpnięcia i powinno być ok. Temat może śmieszny, ale chcę Was przygotować na wszystko.


Kończąc wodne tematy chciałabym poruszyć kwestię ciepłej wody w kranie. Jeśli nie traficie na mieszkanie w bojlerem gazowym, typowym jak w Polsce, to może być tak, że zajdzie potrzeba abyście pamiętali o tym, by wodę zagrzać. My na nowym mieszkaniu mamy opcję, na włącznik jak do światła (nie sznurek ) i kiedy idziemy spać, co 2-3 dni musimy pstryczek wcisnąć, by przez kilka dni mieć ciepłą wodę zarówno do kąpania jak i do mycia naczyń. Gorzej jak się komuś zapomni, ale zazwyczaj dajemy radę. W upalne dni miałam wrażenie, że ciepło pojemnik  wodą urzymywał dłużej, w chłodne zazwyczaj grzejemy co dwa dni. Początkowo trzeba uważać, bo z kurka z ciepłą wodą leci wrzątek, ale z czasem nie trzeba posiłkować się zimną wodą z drugiego kranu.



Czas na omówienie kwestii  prądu i doładowań na tzw. sticka. Kiedy Szymon po raz pierwszy pokazał mi coś co wygląda jak mała przenośna pamięć do komputera, nie ukrywam, że byłam zdziwiona. Kiedy przeprowadziliśmy się z mieszkania w którym miałam normalny licznik, na drugie prądem na doładowanie, początkowo obawiałam się, kontrolowałam co dziennie czytnik, sprawdzałam ile ubyło. Teraz już kompletnie na to nie zwracam uwagi. Kiedy zauważycie, że na ekranie  suma zmierza ku końcowi, wyjmujecie sticka i udajecie się aby go doładować, za dowolną sumę. My swojego zawsze uzupełniamy na stacji benzynowej. Moim zdaniem jest to fajne rozwiązanie, jeśli lubicie kontrolować koszty i nie chcecie ze zdenerowaniem czekać na rachunek. Nie ma kasy? Kupujemy prąd za 10 funtów. Jest jej troszkę więcej, to wydajemy np 30. Kto jak woli.



Kontakty w Anglii. Temat zapewne wielu osobom znany. Na to warto być przygotowanym. Trzeba mieć specjalną przejściówkę do wszystkich swoich urządzeń, które zabieracie ze sobą, np do ładowarki od telefonu. Ja znalazłam sposób na obejście przejściówki, ale tego oczywiście nikomu nie polecam, była to kwestia ekseprymentu.Tutejsze gniazdka nie mają dwóch bolcy, tylko trzy i takie kontakty wyglądają zupełnie inaczej. Praktycznie przy każdym znajduje się też włącznik on/off. Nie trzeba więc za każdym razem odłączać czajnika, kuchenki czy okapu, wystarczy tylko przełączyć na off i można jechać śmiało na wakacje.



 Ostatnim z udziwnień i drastycznych odmienności Anglików, od tego z czym spotkałam się w kraju, po kranach i gniazdkach, są okna. Otwierają się na zewnątrz a nie do wewnątrz. I wszystko było w porządku, do czasu kiedy nie zachciało mi się ich umyć. No bo jak? Nie da się! Zgłupiałam. I co się okazało? Tutaj albo się okien, nie myje (uwierzcie mi że tak jest), albo zamawia się pana/panią który to zrobi za Was (opcja jeśli mieszkacie wyżej niż na parterze oczywiście) lub przyjeżdża ktoś wyznaczony przez landlorda. Dziwne? Ewidentnie wszystko  tutaj musi być inne...;)




I na koniec taki mały rodzynek. Nasze drzwi od pokoju. Kto pomoże? Drzwi sa krzywe czy może podłoga? Kiedy to poraz pierwszy zobaczyłam,  nie wiedziałam, czy się śmiać czy płakać. Bardzo trudno znaleźć kąty proste wbrew pozorom w typowym angielskim budownictwie, a krzywe podłogi pokrywają często standartowe wykładziny, ot takie jak na zdjęciu. Kiedy zaglądałam po raz pierwszy do łazienki w naszym mieszkanku modliłam się by nie było w niej dywanu, bo do i takich paradoksów tutaj dochodzi. Nie wiem jakim cudem można wpaść na genialny pomysł posiadania dywanu w miejscu gdzie leje się woda, ale cóż, oni chyba kochają ten rodzaj wykończenia. Zapraszam przy okazji do angielskiego pubu czy gorzej, klubu. Dywan na dywanie. I teraz wyobraźcie sobie ten smród! Mi się to osobiście w głowie nie mieści, ale o tym kiedy indziej.


I to by było na tyle z mojej małej wycieczki bo dziwnych detalach  w Naszym mieszkaniu. Jestem ciekawa o ilu kwestiach już wiedzieliście, a może czymś jeszcze udało mi się Was zaskoczyć.
Jeśli znacie inne rzeczy które zaskoczyły Was w Anglii albo innych krajach, czekam na komenatrze. Będzie mi bardzo miło powymieniać się z Wami doświadczeniami. Jeśli macie też pomysły na kolejne wpisy o Anglii, czekam na propozycje.

Ściskam Was mocno

środa, 3 września 2014

Nie ruszam się bez tego...!



Kilka dni temu natknęłam się na dość stary TAG i pomyślałam, że mogłabym przygotować swoją wersję. Chciałabym przedstawić Wam szybko kilka rzeczy które zawsze muszę mieć ze sobą kiedy wychodzę z domu. Na pewno każda z Was na szybko wymieni mi 5 takich przedmiotów. Znacie to uczucie?Ja chyba musiałabym mieć je w potrojonych ilościach i powsadzać do każdej torebki tak by nie martwić się, że kiedy ją zmienię, np po pracy, nie będę musiała martwić się, że o czymś zapomniałam ;)
Jeśli jesteście ciekawe co znajduje się mojej liście przedmiotów obowiązkowych poza domem, zapraszam :

telefon - ot, nikogo pewnie to nie zdziwiło. Zabieram go ze sobą prawie zawsze. Pewnie jak większość z Was. Ot taki pożeracz czasu i uzależniacz. Ostatnio staram się ten nawyk zmienić i np kiedy idziemy z moim chłopakiem na spacer, to nie biorę torebki a co za tym idzie  narzędzie kontroli zostaje w domu.  Ot by nikt nie zawracał mi głowy i żebym odruchowo nie sprawdzała, czy na Instagramie wszystko w porządku.

klucze - a raczej klucz, od domu. Przyczepiony do smyczy Lecha Poznań. W końcu jesteśmy z Pyrlandii i nie wolno nam o tym zapominać. Mamy to szczęście, że nie musimy mieć osobnego otwieracza drzwi od budynku i osobnego do mieszkania dlatego nie chodzę z pękiem kluczyków przy tyłku

krem do rąk - mam bardzo suchą skórę, dlatego ustaliłam w zgodzie ze sobą, że kremy będa się pojawiały wszędzie w moim życiu,także mam kilka w domu, w torebkach, w samochodzie. Ot po to by o czynności kremowania nigdy nie zapominać.

portfel - duży!Koniecznie! Nie może być mały! Musi pomieścić wszystko i jeszcze więcej. Karty, wejściówki, dowód, prawojazdy i maaaasę paragonów ;)

gumy do żucia - zwłaszcza o poranku! Polecam i przypominam zapominalskim, że rano nasz oddech czasem nawet po umyciu zębów, odbiega od normy. Zwłaszcza jeśli lubicie wypić kawkę po przebudzeniu. Do pracy biorę duże opakowania i częstuję kolegów na linii w ramach ratunku dla mojego nosa ;)

mazidła do ust - przede wszystkim, nawilżające. Czy to sztyft czy jak w tym przypadku, masełko z Nivea. W pracy moje usta narażone są przez powietrze na wysuszanie, dlatego wyrobiłam w sobie nawyk zabierania nawilżaczy ze sobą, każdego dnia. Do tego nie zapominam o pomadkach, kredkach czy błyszczykach. Lubię podkreślać usta.

perfum - aktualnie jest to Little Pink Dress. Zapach delikatny, idealny na co dzień, nie zabija moich koleżanek i kolegów w pracy, a daje poczucie odświeżenia.

chusteczki odświeżające - nie załapały się na zdjęcie, ale pisząc post, przypomniałam sobie o nich. Uwielbiam te zwłaszcza dla dzieci. Ratują mnie w każdej sytuacji. Mogę przetrzeć nimi dłonie, twarz, czyję, czy ubrudzone buty. Nie wyobrażam sobie bez nich życia!

I to by było na tyle. Nie ma tego dużo, nie chciałam przesadzać, zasypywać Was czymś niepotrzebnym.

Podobała Wam się moja lista?
Jestem ciekawa co dorzucicie od siebie
Czekam na komentarze
Buziaki :*

poniedziałek, 1 września 2014

Sierpień już minął a w nim...#1

Podsumowaniom sierpnia nie ma końca. Napisałam już dla Was co nieco o moich ulubieńcach miesiąca, pokazałam też puste opakowania po kosmetykach jakie udało mi się zużyć a dzisiaj zapraszam Was na moje prywatne podsumowanie miesiąca. Jesteście ciekawi co wydarzyło się u mnie?

Pracowaliśmy nad spontanicznością i w ramach małej odskoczni  wybraliśmy się na wschód słońca! Wracając w piątek z pracy zaproponowałam aby wstać wcześnie, ubrać się ciepło i pojechać gdziekolwiek, powitać dzień. Jak dobrze, że Mojemu Sz. nie trzeba niczego dwa razy powtarzać! Bo poczekać na zachód słońca po całym dniu, to nic trudnego, ale wygramolić się z ciepłego łóżka, w sobotę rano, kiedy cały tydzień obiecywałam sobie, że w końcu się wyśpię, oj to już troszkę trudniejsza sprawa. Jednak dzięki samodyscyplinie Ukochanego udało się i polecam to każdemu! Wybraliśmy się na taras widokowy niedaleko naszego miasta, z kubkami kawy w rękach i muszę przyznać, że teraz mam smakę na coraz więcej takich wypadów. Wschodzące słońce, cisza dookoła i tylko my, lekko zaspani ale zadowoleni z siebie samych, bo nie zmarnowaliśmy dnia i weekendu.A Wy? Kiedy ostatnio zrobiliście coś spontanicznego?

Zmieniłam kolor włosów. Rudy kolor na tyle mnie zmęczył i zniszczył moje włosy, że nie wahałam się już ani dłużej. Szybko sie spłukiwał i po krótkim czasie wyglądał okropnie wymieszany z odrostami. A teraz? Nie żałuję ani chwili! Czuję sie o wiele lepiej jako brunetka, kolor dłużej utrzymuje się na włosach, nie płowieje i uważam, że trafiłam z wyborem w dziesiątkę. I w końcu podobam się sobie samej w neonowej różowej pomadce.


Nadrobiłam kilka zaległości filmowych. Nie dużo, ale mimo to jestem bardzo zadowolona bo trafiłam za każdym razem w swój gust.
Co obejrzałam? (w każdym z tytułów jest link do Filmweb)

  • Nietykalni - film mnie niesamowicie rozbawił a jednocześnie poruszył moje serce. Uświadomiłam sobie  jak ważne jest aby otaczać się pozytywnymi osobami,ile dobrego do mojego życia  może wnieść uśmiech i odrobina szaleństwa
  • Choć goni nas czas - czy muszę pisać, że na końcu filmu po policzku spływały mi wielkie jak grochy łzy? Chyba nie. Kto widział ten na pewno mnie zrozumie. Film bardzo mnie poruszył i trafił wprost do mojego serca. Spełniajmy swoje marzenia Kochani
  • Jedz, módl się, kochaj - książka podbiła moje serce. Sam film to kolejny z serii o poszukiwaniu siebie, własnego ja oraz spełnianiu marzeń. Oglądało się go przyjemnie, zwłaszcza ze względu na występujący włoski wątek, pasję, cudowne jedzenie oraz niesamowitą  miłość jaką odnalazła bohaterka. Poza tym lubię Julię Roberts. Sam film nie jest może bardzo górnolotny, ale jeśli szukacie coś lekkiego, na jesienne wieczory, polecam! A tym bardziej książkę! 
  • Bring it on czyli Dziewczyny z drużyny- pamiętacie? Ja przypomniałam sobie o nich czytając wpisy o filmach z aktywnością fizyczną w tle. Fajnie było się znów pośmiać z tych samych scen, posłuchać muzyki i pomarzyć...ach jak ja bym chciała tak poskakać ;)

Najbardziej popularnym postem na blogu był  Się zużyło się skończyło w sierpniu czyli akcja denko 

Moim ulubionym sierpniowym postem jest  Lazy day w moim wykonaniu. Włożyłam w niego wiele serca i chęci i jeśli go przegapiliście serdecznie zapraszam 

Blogiem który podbił moje serce w sierpniu jest blog Marta pisze. Nie byliście? Polecam! Każdy wpis Marty trafia w sedno i czuję się tak jakbym czasem czytała o sobie samej...


A czy planuję coś na wrzesień? Dużo pracy nad sobą samą, więcej sumienności w wykonywaniu obowiązków oraz uśmiechu, ot po prostu.
I biorę udział na Instagramie w Fitfotowyzwaniu Klary. Dołączycie? O całej akcji możecie poczytać TUTAJ  a moje zdjęcia będę dodawała na Instagramie do którego link widzicie po prawej stronie bloga. Znajdziecie mnie pod nickiem @slonku2207

I to na tyle! Jestem ciekawa co wydarzyło się u Was w sierpniu. Czekam na komentarze :)

Ściskam!