czwartek, 17 grudnia 2015

Moje ulubione świąteczne piosenki

Cały rok czekam na grudzień. Miesiąc w którym legalnie, bez zbędnego pośpiechu mogę otworzyć magiczne pudełko ze świątecznymi ozdobami i wyciągnąć z niego płytę Michaela Buble wraz z jego magicznymi nastrojowymi piosenkami idealnymi na Boże Narodzenie. Chyba nie ma dla mnie bardziej seksownego i męskiego głosu, który jednocześnie potrafiłby sprawić, że mam ochotę zaszyć się pod kocem z kubkiem kakao w rękach i patrzeć na lampki migoczące na choince. Płyta Michaela jest jedną z tych, która po prostu musiała trafić się w mojej kolekcji albumów, ale mam też kilka innych ulubionych świątecznych piosenek. Lista zapewne Was nie zaskoczy. Wybieram utwory amerykańskie, ponieważ są...radosne! Jest w nich tyle ciepła, uśmiechu i przede wszystkim rodzinnego szczęścia, które powinno nam towarzyszyć w tych magicznych dniach. I nie widzę nic złego w odbieganiu od naszej religijnej strony świąt, na rzecz radowania się z białego puchu za oknem, Mikołaja w czerwonej czapce z dużym brzuszkiem przynoszącym nam prezenty, czy pięknej zielonej choinki pod którą znajdziemy prezenty w ten magiczny dzień.

Jakie piosenki znajdują się na mojej TOP ŚWIĄTECZNEJ LIŚCIE? Zapraszam do słuchania :

1. Michael Buble - It's beginning to look a lot like Christmas


2. Burl Ives – A Holly Jolly Christmas
3. Wizzard - I Wish It Could Be Christmas Everyday

 4.Chris Rea - Driving Home For Christmas

5. Boney M - Mary's Boy Child / Oh My Lord

6. Jona Lewie - Stop The Cavalry

 7.Andy Williams - It's The Most Wonderful Time Of The Year

8.Brenda Lee - Rockin' Around The Christmas Tree
 9.The Ronettes - Sleigh Ride
 10. John & Yoko And The Plastic Ono Band With The Harlem Community Choir - Happy Xmas (War Is Over)



A Wy czego słuchacie w święta? Jakie są Wasze ulubione piosenki?

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Kosmetyczna lektura ciekawym prezentem świątecznym

Ewa, znana pod pseudonimem Red Lipstick Monster jest jedną z tych Youtuberek, którą uwielbiam oglądać regularnie. Przede wszystkim ze względu na jej wspaniały dystans do samej siebie i niesamowite poczucie humoru! Zawsze kiedy na nią patrzę, myślę o tym, że sama bardzo chciałabym być tak pozytywną i szaloną osobą z charyzmą która porywa przecież tłumy, a jeśli do tego dołożymy talent do wykonywania makijażu, otrzymujemy przepis na gwarantowany sukces! W taki oto sposób  Ewa zdobyła moje serce, dlatego kiedy tylko dowiedziałam się o tym, że można zakupić jej książę, nie mogłam czekać! Musiałam ją mieć! Po głębszym zastanowieniu wydaje mi się teraz to troszkę dziwne, bo na rynku już wcześniej można było sięgnąć po poradniki innych blogerek, a ja dopiero teraz, pierwszy raz, skusiłam się na zakup podręcznika do makijażu, właśnie autorstwa Ewy. Może dlatego, że wiedziałam iż wszystko to, co otrzymywałam od 3 lat na Youtube, będę mogła  teraz znaleźć na pięknie wydanych 187 stronach książki "Tajniki makijażu". I nie myliłam się!

Kiedy kurier dotarł do mnie z przesyłką z radością otworzyłam paczkę i bezzwłocznie zaczęłam przeglądać książkę. Jestem na sto procent pewna, że kiedy Wy ją otworzycie to na pewno pierwszym co rzuci się Wam w oczy, będą oczywiście piękne i kolorowe zdjęcia. Przeglądałam każdą stronę i nie można nie zachwycić się i uśmiechnąć do spoglądającej z wielu stron rudowłosej autorki. Jak zawsze Ewa mnie nie zawiodła nawet na tym etapie umieszczając fotografie pełnych swoich żartobliwych min oraz kolorowych barwnych akcentów.

Cała książka jest bardzo spójna . Ewa przekazując wiedzę zaczyna od samych początków i krok po kroku wprowadza nas w tajniki makijażu. Zaczynamy oczywiście od momentu, na który osobiście jako niedouczona najbardziej czekałam, czyli od wyboru odpowiednich narzędzi pracy. Bo czym byłby makijaż bez dobrych pędzli!? Cieszę się, że wszystko zostało tak dobrze opisane i zilustrowane, bo nie raz zastanawiałam się, jaki pędzel użyć do jakiego etapu makijażu, a dzięki szczegółowej analizie i zdjęciom wszelkie moje wątpliwości zostały rozwiane i wiem, jakie cuda muszę jeszcze dokupić a po jakie nawet nie sięgać.


W dalszej części książki dowiemy się m. in. jak dobrać odpowiedni podkład, jak konturować twarz, jak namalować poprawnie kreskę, a także jak tego nie robić, jak wyregulować brwi czy jaki makijaż wybrać, jeśli nosimy okulary. Jeśli zastanawiacie się jakie kolory pasują do Waszych oczu i często przeglądając paletkę cieni nie wiecie na jaki odcień się skusić, zajrzyjcie do książki, bo i na te pytanie znajdziecie odpowiedź.




Cała treść przekazana jest w sposób bardzo szczegółowy, świetne zdjęcia dopełniają całość i pomagają w zrozumieniu treści. Ja osobiście przy okazji daję wielkiego plusa autorce za żartobliwy język który pojawia się tu i ówdzie. Bo na to właśnie czekałam. Oprócz wiedzy jaką zdobywam, czytając i oglądając książkę czuję się bardzo rozluźniona, nie wbijam sobie do głowy informacji przekazywanych w kontekście podręcznikowym. Jestem pewna że te Was które nie znały Ewy do tej pory, otwierając jej pozycję i poznając tajniki makijażu, dzięki niej poczują się jakby przechodziły przez każdy etap z koleżanką.



W książce zostało zawarte wiele wiedzy, ale jeśli gdyby i jej  było Wam mało , bo jak wiemy apetyt rośnie  w miarę jedzenia, to  Ewa zadbała o to, by Waszą ciekawość zaspokoić i na końcu każdego omawianego rozdziału znajdziecie linki, które możecie otworzyć w Waszym telefonie czy komputerze i zobaczyć wszystko w praktyce na jej kanale.



"Tajniki makijażu'' polecam każdej z Was, która rozpoczyna swoją przygodę z makijażem i nie orientuje się kompletnie w tym temacie, ale także wręczyłabym ją tej z Was, która  posiada już jakąś wiedzę, ale nie jest do końca pewna, czy wszystko wykonuje poprawnie i chciałaby poczuć się pewniej patrząc w lustro na efekty swojej pracy. Niestety, osoby na poziomie zaawansowanym zapewne będą zawiedzione, ponieważ zabrakło tutaj np tutoriali pokazujących jak wykonać trudniejsze makijaże oka. I tutaj nawiążę do mojego tematu postu.


O książce postanowiłam wspomnieć właśnie teraz, ponieważ za 10 dni będziemy świętować i wręczać sobie upominki i może zamiast oklepanych słodyczy i podstawowych kosmetyków, będziecie poszukiwać na ostatnią chwilę ciekawych propozycji, które mogłyby wypełnić biblioteczkę bliskiej Wam koleżanki czy ukochanej siostry. Z czystym sumieniem zachęcam Was do zakupu książki Ewy. Jestem pewna, że obdarowana nią, będzie z niej zadowolona. "Tajniki makijażu" tak jak wspomniałam, nie zadowolą zapewne osób, które makijaż mają w małym paluszku, ale jestem pewna, że każda z Was ma gdzieś obok siebie koleżankę, która chciałaby się douczyć , dopiero rozpoczyna przygodę z "upiększaniem" twarzy, książka będzie więc wspaniałym pomysłem prezentu świątecznego!

Dajcie znać czy znacie tą pozycję i czy przypadła Wam do gustu. 



czwartek, 10 grudnia 2015

Ulubieńcy listopada

Post miał pojawić się kilka dni temu, niestety aplikacji Blogger na telefon zawiodła i nie opublikowała wpisu, a ja nie miałam przez ten czas możliwości wstukania czegokolwiek na laptopie. Teraz staram się wszystko szybko nadrobić i przy okazji pragnę zapytać czy są tutaj wśród Was osoby które dodają czasem wpisy z telefonów, jeśli tak to z jakiej aplikacji korzystacie? Z góry dziękuję za pomoc!

Nie mogę uwierzyć, że nadszedł grudzień! Tak naprawdę jeszcze kilka dni przed nami i będziemy wszyscy razem świętować przy wigilijnym stole! To będą nasze pierwsze wspólne święta w rodzinnej trójcy i szczerze nie muszę chyba niczego przed wami ukrywać, że już nie mogę się doczekać na te chwile razem. Przeglądam cały czasy oferty tych słodkich świątecznych ubranek dla Oliviera, planuję wigilijne menu, wypisuję kartki dla znajomych słuchając legalnie (w grudniu już wolno!) płyty z piosenkami świątecznymi w wykonaniu Michaela Buble (facet ma najbardziej sexy głos ever!)
Dzisiejszy wpis ze względu na małe opóźnienie pozostanie jednak w tematyce nadal jesiennej. Czas bowiem przestać na chwilę myśleć o Świętach a wspomnieć Wam o moich ulubieńcach listopada . Serdecznie zapraszam na nowy wpis!


Karmię piersią, w związku z czym nie mogę nadal zawitać na solarium. Moja cera potrzebuje brązu na już, dlatego postanowiłam poratować się tym razem ulubionym balsamem z Lirene. Testowałam już kilka produktów tego typu i właśnie ten stanął na pierwszym miejscu mojej listy top. Balsam brązujący z Lirene doskonale się wchłania, pozostawia skórę gładką, a przede wszystkim nie muszę się martwić o brązowe plamy w miejscach gdzie go nałożyłam. Czy ujędrnia? Nie wiem, nie obserwowałam produktu w tym kontekście, bo nie wierzę zbytnio w cuda 2 w 1 i że taki balsam mógłby coś zdziałać w tej kwestii. Być może producent odnosi się do efektu optycznego dobrze mi znanego i zapewne Wam też, bo przecież jeśli skóra jest lekko brązowa to nie dostrzegamy w niej tych wszystkich okropnych mankamentów a nasz główny wredny wróg cellulitis nie rzuca się tak w oczy. Jeśli poszukujecie więc szybkiego i delikatnego efektu brązu na waszej skórze, polecam Wam balsam Lirene !

Ogrzewanie, zmiana temperatury, wietrzne dni - wszystko to nie wpływa dobrze na skórę twarzy. Zwłaszcza na moją, która szybko bez zbędnej ochrony potrafi zamienić się w sucharka. Postanowiłam wiec zawalczyć z brakiem nawilżenia za pomocą serum olejkowego The Body Shop z witaminą E. Stosowałam je po demakijażu twarzy na noc i muszę przyznać, że ponownie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Rano, po przebudzeniu, skóra po jego zastosowaniu jest nawilżona, nie błyszczy się, ma zdrowy wygląd. Olejek idealni walczy z suchymi skórkami, które lubią pojawiać się w okolicy brwi.

W kategorii WŁOSY na podium w tym miesiącu staje maska drożdżowa Receptury Babuszki Agafii. Jest moim hitem od wielu lat i zawsze trzymam ją w w swoich zbiorach na tzw czarna godzinę. Jak pamiętacie, po porodzie nadszedł czas kiedy bardzo pogorszył się stan moich włosów. Wybrałam tą maskę by walczyła z przesuszeniem i muszę przyznać, że udaje jej się to w 80 procentach . Włosy niestety nie przestały wypadać i nadal potrzebują regeneracji, ale po zastosowaniu maski już pod prysznicem, mogłam wyczuć że są miękkie i miłe w dotyku, o wiele łatwiej też się rozczesywały.


W strefie MAKIJAŻ w listopadzie postawiłam na nowy podkład Bourjois Vanille Clair. Nie wiem dlaczego tak długo zwlekałam z jego zakupem! Okazał się bowiem strzałem w dziesiątkę i jednym z lepszych podkładów jakie mam okazję testować. Kolor idealnie stapia się z moją cerą, wyrównuje koloryt, lekko kryje niedoskonałości cery i nie pozostawia efektu maski. A przy okazji ma obłędny zapach!

Na ustach w listopadzie najczęściej gościła delikatna pomadka z Max Factor 615 Star Dust Pink. Osobiście przyznam wam się, że ciągle staram się przekonać do ciemniejszych odcieni pomadek, ale idzie mi to dość trudno, zwłaszcza teraz, kiedy walczę jednocześnie z przesuszeniem warg. Wybrałam więc tą pomadkę, ponieważ idealnie pasuje do mojego typu urody , ma ciekawy delikatny kolor, kremową konsystencję i nie podkreśla suchych skórek.

Na paznokciach natomiast w listopadzie najczęściej "bywał" mój hit od Essie Chin Chilly. Pokochałam go za kremową konsystencję i jego inność. Jest to jesienny odcień, który daje inny efekt w zależności od oświetlenia i można w nim zauważyć nieco fioletu, brązu a także szarości. Znacie ten kolor? Jestem bardzo ciekawa na jakie barwy na paznokciach stawiacie tej jesieni?



Wśród hitów listopada znalazł się także nowy gadżet naszego domu! Szczoteczka Sonicare Easy Clean. Dzięki promocji w Boots z okazji Black Friday udało nam się ja zakupić. Wybrałam podstawową wersję nie chcąc zbytnio szaleć z finansami przed świętami. Swoją drogą...widziałyście że można kupić szczoteczkę innej marki, która łączy się przez Bluetooth z waszym telefonem...czy naprawdę muszę to komentować? ;)
Wracając do naszego cuda - jestem bardzo zadowolona z wyboru jakiego dokonaliśmy. Na początku trudno było mi wytrzymać łaskotanie na dziąsłach i wargach spowodowane pracą Sonicare , jednak po trzecim zastosowaniu wszystko się unormowało a ja nie wyobrażam sobie powrotu do szczoteczki manualnej. Dziąsła podczas szczotkowania nie krwawiły ani razu, zęby były idealnie oczyszczone a oddech pozostał świeży na dłużej.


Szukałam ulubieńców w kategorii poza pielęgnacją i zdecydowanie muszę Wam wspomnieć o nowości wśród książek. Alfabet Ciast jest najładniej wydaną książką o wypiekach z jaką miałam styczność! Zachwyca mnie swoimi ilustracjami i nie będę już więcej pisać tylko serdecznie zaproszę Was na przejrzenie kilku zdjęć:





Mam nadzieję, że spodobali Wam się moi ulubieńcy listopada. Jestem ciekawa czy je znacie a przede wszystkim co znalazło się na Waszej liście faworytów.

Ściskam
Słonku


poniedziałek, 23 listopada 2015

Drugi miesiąc Oliviera - zlepek myśli

Przeglądałam wczoraj zdjęcia w starym telefonie, każde po kolei, aż doszłam do tych pierwszych, tych które przywołują najpiękniejsze wspomnienia. I popłakałam się. Godzina 22:30 a ja zasmarkana siedziałam w łóżku z telefonem w ręce i nie mogłam się nadziwić jak ten czas szybko leci, jak bardzo Olivier się zmienił i jak urósł.  Zastanawiałam się gdzie podziało się to malutkie nieświadome niczego dookoła 50 cm szczęścia, które urodziłam. Wstałam, podeszłam do łóżeczka Oliviera i pocałowałam go w czoło...teraz mogłam usnąć.


2 miesiące bardzo zmieniły naszego synka.Ciągle czekam na spotkanie z health visitor aż zmierzy i zważy Oliviera, więc nie mogę Wam dzisiaj podać konkretnych liczba,  ale patrzę na niego i jestem w wielkim szoku, jak zmienia się jego twarz, jaki staje się silny, jak zauważa co dzieje się dookoła niego...

Olivier śpi coraz mniej w ciągu dnia.W sumie nie mogę powiedzieć by było to bardzo usystematyzowane. Jest dzień, kiedy potrzebuje dużo mojej uwagi, potrafi obudzić się o 6 rano i nie spać do 12-13, reagując płaczem na każdą próbę odłożenia go do łóżeczka czy nawet obok mnie na kocyk i wtedy wiem, że nie uda mi się samej zrobić prawie nic, chyba że... poratuję się suszarką! Tak, ona działa na Oliviera idealnie i uspokaja go  w 3 sekundy, leży wtedy i słucha przynajmniej 5-10 min a ja mogę zrobić sobie śniadanie czy ogarnąć przestrzeń dookoła siebie ( w tym momencie pojawia się aspekt tego, jak matka staje się kobietą wykorzystującą czas w pełni) Są to te dni kiedy zasypia tylko na chwilkę,  więc zdarzało mi się już że siadałam bezsilna i zastanawiałam się, co to będzie dalej, jak ja sobie dam radę sama, nie mogę przecież ciągle nosić go na rękach. I wtedy kiedy z niepokojem budzę się następnego dnia i zastanawiam się o której umyję głowę, mój syn stawia na  dzień, taki jak dzisiaj, kiedy grzecznie po mleczku odlatuje i daje mamie wziąć prysznic, ugotować obiad czy posprzątać. Nie ma z nim reguły i sama nie wiem od czego to zależy. Jestem szczęśliwa, że nie mogę powiedzieć: moje dziecko prawie w ogóle nie śpi w dzień, bo zazwyczaj po 13-14 regularnie odlatuje na popołudniową drzemkę by szaleć potem z tatą kiedy ten wróci z pracy.

Z dalszych zmian, chyba najbardziej widoczną jest fakt że zaczął zauważać co dzieje się dookoła niego. Bardzo zwraca uwagę na czarno białe poduszki które mamy na narożniku, leży więc na kocu i często im się przygląda. Zainteresował się też książeczkami z obrazkami dla maluszków. Staram się więc coraz częściej mu je pokazywać przy okazji opowiadając o tym co się znajduje na każdej stronie. Wiem, że mnie rozumie i że taka stymulacja jest dla niego bardzo dobra. Poza tym rozgląda się dookoła, lubi leżeć na nas na brzuszku i patrzeć na boki. Jest jednak jeden przedmiot którego się na razie boi: karuzela nad łóżeczkiem. Nie wiem dlaczego, ale chyba nie podobają mu się ruszające się nad nim zwierzątka bo od razu zaczyna płakać. Mam nadzieję, że niedługo się do nich przyzwyczai.

Najbardziej niesamowite jednak jest to jak często się do nas uśmiecha, śmieje i zaczepia mówiąc to swoje słodkie"AGU". Kilka razy wychwyciłam że próbował coś powiedzieć, więc zaczęłam do niego tak sobie agugać i załapał. Śmieje się teraz w najlepsze kiedy do niego mówię, gwiżdżę i powtarza "agu" a mi jest wtedy tak ciepło na sercu, bo to chyba najpiękniejszy moment w życiu rodzica, gdy zdaje sobie sprawę z tego, że jego maluszek zaczyna poznawać. Najśmieszniejsze sytuacje są w nocy, kiedy o 1-2 zmieniamy mu pieluszkę, tacy półprzytomni, a on nagle, ni z tego ni z owego zaczyna się śmiać a ja modlić by tylko usnął po drugiej piersi, bo nie mam ochoty na zabawy w środku nocy!

Olivier jest coraz silniejszy. Kiedy położę go na brzuszku, wytrzymuje już coraz dłużej w tej pozycji, podnosi, rozgląda dookoła i nawet podśmiechuje. Mój mały siłacz tak bardzo zmienił się w 2 miesiące, że zaczynam się bać o czym napiszę Wam za 30 dni...!

Jak się miewam? Jeśli zapytacie mnie czy jest kolorowo, powiem: OCZYWIŚCIE ŻE NIE! Zwłaszcza teraz, kiedy często pada, jest zimno i szaro i nie mam czasem możliwości by wyjść na spacer, przewietrzyć się i pobyć poza domem. Bywają chwile zwątpienia, złości czy podłamania, głównie chyba we wspomnianych przeze mnie dniach : MAMO NIE DAM SIĘ ODŁOŻYĆ, BĄDŹ ZE MNĄ CAŁY CZAS! Nie zamierzam prowadzić tego bloga po to by kolorować Wam macierzyństwo i pokazywać je w cukierkowym różu ...wróć! pastelowym błękicie i pisać jaki mój synek jest kochany i cudowny! Oczywiście, że jest, dla mnie jako matki i nawet wtedy kiedy mam ochotę wstać, wyjść i pobyć sama, to kocham go bezgranicznie, ale nie założyłam tego bloga by zdobywać czytelników na cudowną słodycz bycia matką. Nie jestem typem osoby która przepada za przesłodzonymi wypowiedziami czy to na temat życia czy dziecka. Wręcz odrzuca mnie od nich. Przecież każda z Was wie, że go kocham bezgranicznie. Samo macierzyństwo natomiast  nie jest łatwym polem życia a ja powolutku, coraz pewniej stąpam po nim stąpam a przy okazji dzielę się z Wami swoimi spostrzeżeniami.

Dziękuję, że dzisiaj byliście z nami podczas podsumowania 2 miesięcy z życia Oliviera

Ściskam

Słonku

środa, 18 listopada 2015

Balea Oil Repair ratunkiem moich włosów po porodzie?

Przez całe 9 miesięcy ciąży nie mogłam narzekać na wypadanie włosów. Wręcz przeciwnie. Wszelkie pochwały na temat tego, że w końcu urosły kończyły się u mnie wielkim rogalem na twarzy! :D
Cieszyło mnie to niezmiernie i byłam bardzo zdziwiona jak poprawiła się ich kondycja. Ach, jakże radość krótko trwała! Niestety, zgodnie z moimi przewidywaniami po narodzinach Oliviera, zaczęłam zauważać coraz więcej włosów na nieszczęsnym narzędziu zbrodni znanym wam wszystkim jako szczotka! Ba! Pojawiły się już podczas mycia pod prysznicem a także (o zgrozo!) wszędzie dookoła mnie! W mojej głowie zaczął migać wielki napis SOS i niezauważalna była paniczna myśl:" Zaczęło się! "
Biorąc pod uwagę, że moje "super włosy" nigdy nie były bujną piękną czupryną a ja w związku z tym jestem troszkę przewrażliwiona na ich punkcie, możecie się domyśleć co przeżywałam, kiedy zdałam sobie sprawę z faktu, że zaczęły lecieć dookoła mnie, to tu, to tam, a ja z uporem maniaka wybierałam je ze łzami w oczach to  z pościeli, to z  poduszki, a nawet po karmieniu z mojego biednego synka, który nieświadomy zagrożenia spokojnie ssał pierś matki, która po wszystkim nagle zauważała na nim sprawców całego jej nieszczęścia, czyli martwe włosy! Tragedia niczym w teatrze greckim!  Problem w tym, że zagrożenie na razie zbytnio nie znika, a ja zdesperowana postanowiłam wyciągnąć z moich zapasów (troszkę ostatnio się tego nazbierało) zestaw do poprawy kondycji.  Po dłuższej analizie, myślę, że udało mi się wybrać taki,który wydał mi się na chwilę obecną najbardziej odpowiedni. I tak, na pierwszy ogień rzuciłam :dwa szampony, odżywkę i maskę do włosów

Szampon regenerujący do włosów suchych i łamliwych Balea Oil Repair  (bo o nim dzisiaj będzie mowa) wybrałam ze względu na jego popularność jaką cieszył się w blogosferze jakiś czas temu, kiedy to zrobił się tutaj na blogach  wielki BUM na produkty tej właśnie marki. Korzystając z wielkiej radości jaką dała mi  okazja do zakupów w  osławionej drogerii DM, nie mogłam odmówić sobie żeby nie sięgnąć po buteleczkę z tym produktem. Marka kusiła mnie od dawna przede wszystkim słodkimi opakowaniami żeli pod prysznic, które za śmieszną cenę spełniają moje wszelkie wymogi odnośnie pielęgnacji pod prysznicem. Miałam też małe doświadczenie z innymi szamponami tej firmy, więc i tym razem postanowiłam się nie wahać i niepozorna butelka trafiła do mojego wypełnionego i tak już koszyka
A co z tego wynikło? Zapraszam na recenzję!
O popularności olejku arganowego chyba zbytnio nie muszę tutaj się rozpisywać. Mój nieudolny niemiecki z czasów gimnazjum (kiedy jeszcze nie byłam leniwa i chciało mi się uczyć,a  potem oczywiście połowy zapomniałam :P ) doprowadził mnie już w sklepie do stwierdzenia, że szampon zamierza pielęgnować i odżywiać moje włosy właśnie dzięki zawartości cudownego i jakże idealnego dla włosów, olejku na A. Do tego dołóżmy ciekawość i tendencje do analizowania składów kosmetyków, której nauczyła mnie już jakiś czas temu blogosfera i sprytne oko wypatrzyło Argania Spinosa Kernel Oil...prawie na końcu składu?! Zaraz zaraz? Czy tak powinno być? Pomyślałam sobie jednak, że oleju przecież nie może być za dużo, bo miałabym pewnie po jego zastosowaniu maskę przetłuszczająco obciążającą na włosach, dlatego odrzuciłam od siebie podejrzliwe myśli, otworzyłam wieczko i zaczęłam...wąchać! No bo przecież co innego można robić tuż po otwarciu produktu? Jak pachnie szampon Balea z olejkiem arganowym? Bajecznie! Kochani, mówię wam: rewelacja! Nie, nie oszalałam, dość słodkawy zapach podbił moje serce na tyle by nie móc dorzucić do koszyka odżywki z tej samej serii. Ale nie o niej dziś mowa...

 Skoro już analizowałam nieudolnie skład oraz starałam się doczytać co nieco po niemiecku z opakowania, pamiętam, że bardzo zaciekawił mnie fakt, że produkt nie zawiera silikonów. Stosując go po raz pierwszy pod prysznicem bałam się więc, że nie będzie odpowiednio się pienił, a włosy po jego zastosowaniu będą poplątane. Nic bardziej mylnego. Balea mimo iż w super tubkę silikonów nie włożyła, zaopatrzyła szampon w cudowne właściwości pianotwórcze! Nie oczekujcie proszę jednak wielkiej piany niczym po zastosowaniu szamponów naszpikowanych chemią typu Pantene. Poziom piany (kurcze, jak to brzmi!) w skali od 1 do 5 oceniam na 3! Podejrzewam, że też ze względu na dość gęstą konsystencję, szampon dość ciężko rozprowadza się na skórze głowy i zawsze stosowałam go dwa razy.

Szczerze, mam mieszane uczucia, bo z jednej strony produkt bardzo ładnie pachnie, ma ciekawy skład, dobrze się pieni i oczyszcza skórę głowy z wszelkiego brudu który miałam na sobie przed myciem, a także z olei które powoli zaczynam wprowadzać do swojej pielęgnacji. Chwała za to że mycie odbywa się  bez zbędnego podrażnienia i przesuszenia a także późniejszego swędzenia i pieczenia, zwiększa objętość włosów u nasady sprawiając że wyglądają bardzo ładnie tuż po myciu.
Niestety, nie wiem czy to ze względu na mój stan włosów, czy na fakt iż jest po prostu SZAMPONEM, zasmucę Was, bo  cudów nie ma! Końcówki same się chyba nie podetną więc najpierw udam się do fryzjera. Szampon też nie nawilży włosów na tyle bym kwiczała z radości. Poza tym butelka jest mało poręczna, ciężko z niej wydobyć produkt pod prysznicem, kiedy jest go coraz mniej a ręce są mokre. Poza tym odniosłam wrażenie, że w dłuższym stosowaniu włosy stały się bardziej przetłuszczone na końcach dzień po myciu, dlatego musiałam wprowadzić małe przerwy w jego stosowaniu i zdecydowałam się na stosowanie co 3-4 mycia.
Jeśli zastanawiacie się czy warto go kupić, ujmę to tak: cudów nie ma ale cudów też od szamponu oczekiwać nie należy. Po zaniżeniu częstotliwości zastosowań, włosy przestały się przetłuszczać, a produkt spełnia moje oczekiwania co do potrzeb jakie stawiam "myjakowi" -oczyszcza, nie kołtuni, dobrze wypłukuje to co zaległo i sam też nie podrażnia skalpu (pamiętajcie, że szampon ma być przyjacielem skóry głowy!)  Razem z dobrą odżywką sprawia, że włosy są miękkie i gładkie.

Akcja regeneracja i walka z wypadaniem nadal więc trwa i już niedługo postaram się opisać Wam kolejny produkt z wielkiej 4 która trafiła na pierwszy ogień pod nasz prysznic ;)
A teraz czekam na Wasze porady. Jeśli są wśród Was osoby, które mają doświadczenie z wielkim wypadaniem włosów, koniecznie proszę dajcie mi znać! Pocieszcie, że nie jestem sama na polu bitwy jesienią, co bym nie popadła w straszną depresję ;) A przy okazji podrzućcie pomysły, jak się ratować i jak polepszyć sobie nastrój. Tylko błagam, proszę sobie nie żartować i nie polecać zakupu nowej peruki!

Miłego dnia !

Słonku 

wtorek, 10 listopada 2015

Tęsknota matki po raz pierwszy

Długo zabierałam się za napisanie tego postu. Analizowałam chyba, co tak naprawdę wydarzyło się w mojej głowie i jak to najlepiej ubrać w słowa. Dziś jednak stwierdziłam, że nie ma co dłużej zwlekać, bo wszystko jest jasne i klarowne, a to czym chcę się z Wami podzielić zapewne wielu osobom jest znane i nie muszę zbytnio się z tego tłumaczyć. Korzystając więc z chwilowej i nieznanej mi czasowo drzemki Oliviera, wzięłam laptopa na kolana, spojrzałam na synka śpiącego blisko mnie i rozczuliłam się jak zawsze. Pomyślałam nad tematem notki i zaczęłam pisać...


Pierwsze wyjście do znajomych bez Oliviera uświadomiło mi w pełni jak trudno będzie mi teraz gdziekolwiek wybrać się bez niego a także jak bardzo zmieniły się potrzeby. Zdałam sobie sprawę, że wbrew wszystkiemu, nie skorzystałam z możliwości wyjścia z domu bez niego z wielkim uśmiechem na twarzy. Było wręcz przeciwnie. Trzy razy oglądałam się za siebie i patrzyłam na teściową i małego z niepewnością w sercu, usiadłam w samochodzie, spojrzałam się na Sz i wzięłam jeden wielki oddech, a on tylko chwycił mnie za rękę i obiecywał, że będzie dobrze.Byłam całe 3 godziny poza domem i to w sumie 5 min drogi autem od Oliviera, ale co chwilę zastanawiałam się czy się nie obudził, czy nie płacze i czy teściowa daje sobie radę,a  kiedy wróciłam, od razu wzięłam go na ręce i przytuliłam mimo że nic się nie działo, że ten słodziak nawet nie zdał sobie sprawy, że mamy nie było w domu, bo przecież słodko spał...

Tak, wiem, nie ma się czego bać. A każdej z nas należy się wychodne, chwila dla siebie, mały relaks.  Po prostu wydaje mi się, że pierwszy raz nadszedł tak szybko, że chyba gdzieś wewnętrznie nie byłam na to gotowa, nie oswoiłam się jeszcze z faktem posiadania tej malutkiej istotki przy sobie Poza tym, podejrzewam, że wiele z was też przez to przechodziło i ciut mnie rozumie. Dla każdego czas na TEN PIERWSZY RAZ zapewne nadchodzi kiedy indziej.

Za kilka dni, wybieramy się z koleżankami do kina, same. I tym razem jest zupełnie inaczej, bo nie czuję niepokoju, cieszę się wewnątrz siebie.
I wszystkie pytania, który pojawiły się wcześniej, obalam
Wiem, ze Sz. jako super Tata na pewno sobie świetnie poradzi. Nie martwię się czy Olivier będzie głodny bo bez problemu ssie też butelkę w której jest ściągnięty przeze mnie pokarm i na pewno wszystko będzie dobrze. Jeśli nie będzie chciał usnąć w łóżeczku, wiem, że uwielbia zasypiać na klatce piersiowej Taty i na pewno dadzą sobie oboje radę. A ja gdzieś wewnątrz siebie uśmiecham się na możliwość wyboru stroju, pomalowania paznokci i plotek z dziewczynami.

Tęsknota matki była, jest i będzie wewnątrz mnie. To jest pewne. Tak samo jak to, że kocham Oliviera bezgranicznie.  Nie chcę jednak zapominać o sobie i swoich potrzebach i wiem, że dzięki wsparciu jakie mam w Sz. wszystko będzie dobrze.

A jak Wy poradziłyście sobie z obawami podczas pierwszego wyjścia bez maluszka?






wtorek, 3 listopada 2015

Pierwszy tydzień walki z brzuchem - postanowienia

Małymi krokami do przodu - mówią. I zgodnie z ta radą postanowiłam półtora miesiąca po porodzie (o rany, to już?! kiedy to minęło?) pomalutku ruszyć w stronę coraz to  lepszej figury. Koniec roku coraz bliżej a ja nie chciałabym znów zaczynać z wszelkimi postanowieniami od stycznia , dlatego zadecydowałam, że czas na zmiany nadszedł TU I TERAZ. W czasie ciąży ku mojej wielkiej radości kompletnie nie miałam ochoty na cukier, czekoladę czy wszelkiego innego rodzaju zgubne jedzenie typu ciasteczka i batoniki. Regały z tymi produktami omijałam szerokim łukiem. Zaprzyjaźniłam się za to z warzywniakiem i pochłaniałam dzięki temu  konkretne ilości owoców. Po porodzie nagle mój organizm zdecydował spłatać mi figla a ja czuję się jakby nagle uświadomił sobie, że czekolada istnieje a wszelkiego rodzaju ciasteczka typu Tea Cookies, wpadają do mojej buzi i nie mogę się od nich oderwać (bo czekolada to przecież jeden z alergenów wiec gdzieś po cichutku na usprawiedliwienie i pocieszenie  znalazłam sobie ot taki lekko słodziakowy zamiennik). Wraz z nadejściem listopada, postanowiłam zrobić mały rachunek sumienia a także zawalczyć z wrogiem mojego fit brzucha.
Na pierwszy ogień rzucam wyzwanie wszelkiego rodzaju białemu pieczywu a także tym wstrętnym cukrom!
Nie od jutra mówię:
-białemu pieczywu - żegnajcie kochane tosty
-słodzonym napojom
-słodkiej  herbacie
-ciasteczkom
-czekoladkom
-batonikom
ect...

A ponieważ często zapał mam słomiany, rozpisałam sobie jadłospis na ten tydzień i  będę go realizowała krok po kroku przez te 7 dni a potem zdam Wam relację jak mi poszło. Nie zaczynam od poniedziałku, a od środy, obalając wymówkę: zacznę po weekendzie.
(Tak na wszelki wypadek muszę najeść się dziś ciasteczek na zapas)

Jeśli są tutaj inni słodyczożercy serdecznie zapraszam Was byście przyłączyły się ze mną do akcji choć na ten tydzień.
7 dni...zastanawiam się czy to tak wiele? I choć często każde zmiany przerażają, czasem trudno się zmotywować do działania to właśnie tym razem chcę się przekonać o tym, że potrafię.
Trzymajcie mocno kciuki a i jeśli macie jakieś pomysły na to, jak potwora wytępić i jak mój ból i tęsknotę złagodzić, dawajcie znać. Polecam się w takich chwilach serdecznie :)


wtorek, 13 października 2015

Czego nie mówić kobiecie w ciąży...?

Niedługo minie miesiąc odkąd Olivier jest na świecie (kiedy to minęło?!), ale mimo to nadal gdzieś bardziej lub mniej świadomie pozostaję w temacie ciąży za sprawą moich Instagramowych koleżanek.
O tym, o czym chcę napisać rozmawiałam już nie raz z wieloma dziewczynami, a temat sam ugrzązł w mojej głowie na tyle głęboko, by co chwilę powracać i w końcu zmusić mnie do wystukania literek na klawiaturze. Sam stan ciąży chyba nie wpłynął tak na moje nerwy jak niektóre zdania które podczas niej słyszałam. Po przestudiowaniu : czy to tylko ja się czepiam, czy jednak może nie jestem w nerwach osamotniona, udało mi się stwierdzić, że jednak nie! Nie popadam w paranoję i istnieją teksty, które nawet największą optymistkę mogę wyprowadzić z równowagi (zwłaszcza pod koniec 9 miesiąca lub po terminie). Zresztą sprawdźcie same:



1. Planowałaś czy wpadłaś?
Ciekawość ludzka i delikatność nie ma granic i przekonałam się o tym nie jeden raz. Zacznijmy od początku, nawet jeśli wpadłam to...ekhm, wybacz ale raczej nic Ci do tego i tak samo nie musisz ciekawa osobo wiedzieć, czy długo się staraliśmy. A jeśli uznam to za stosowne i będę miała ochotę to sama opowiem Ci kiedyś o tym , jak to się stało łącznie ze szczegółami  jeśli poniesie mnie szczęście i fantazja!

2. Masz zachcianki?
Czytaj: dużo jesz?Nie jedz tyle! Nie jedz tego, to nie zdrowe! Nie pij Coli, mały/mała będą mieć kolki! Jesz czekoladę? Na pewno będzie dziewczynka! Na pewno...! Powiedz komuś o swoim ciążowym menu, a natychmiast zostanie wywróżone Ci, czy spodziewasz się chłopca, dziewczynki czy może dwóch bliźniaków.

3. Chłopiec?
Oj ja to bym nie chciała, zawsze chciałam dziewczynkę!
Nie ma to jak uświadamiać przyszłą matkę, że to iż ma odmienne zdanie i cieszy się że w jej brzuszku rośnie fasol a nie fasolka, jest błędne bo tylko i wyłącznie dziewczynki są słodkie, bo można je ubierać na różowo, dla dziewczynek jest przecież tyle fajnych ubranek a dla chłopców nie no i w ogóle dziewczynki są takie sweet a chłopcy ble...Od razu się odechciewa!

4. Kupiłaś już  wózek? 
Jaki? Ile dałaś? Używany?! No weź! Pierwsze dziecko to na niczym nie powinnaś sobie żałować!
Miło jest zostać uświadomionym, że myśląc logicznie i nie popadając w paranoję, nie jest się fajnym, bo przecież powinnam była kupić najnowszą brykę na czterech kółkach dla mojego synka żeby tylko wyglądać top na ulicach miasta, podczas codziennych spacerów.

5. Jak się czujesz?
Niby nic takiego, typowe pytanie, które przecież odbieramy najczęściej jako uprzejmość, ale...ile razy można na nie odpowiadać i czy tak naprawdę zadający je ma ochotę usłyszeć prawdę, którą mogłoby być: Okropnie, żygam rano i wieczorem a na sam zapach mięsa podwójnie. Nogi spuchły mi jak parówki. Nie chce mi się nic, mogłabym tylko spać a  stary mnie tak denerwuje że miałabym ochotę go eksmitować...a poza tym...(i tu zaczyna się potok łez), no sama widzisz, ciągle mi się chce płakać! 
PS. Jak dobrze, że nie musiałam tak odpowiadać i tak się nie czułam.

6. O jaki duży brzuszek! 
A jaki ma być? W końcu w środku mam małego człowieczka, któremu ewidentnie jest tam dobrze i nie spieszy mu się do wyjścia. Jaki więc może być mój brzuch?  Doskonale zdaje sobie sprawę z jego wymiarów! Uwierz mi! Zwłaszcza, że oglądam się co dziennie w lustrze i prawdopodobnie nie raz byłam przybita z faktu, że nie widzę swoich stóp i nie mieszczę się w fajne ubrania!

7. Tylko się nie denerwuj! 
To niedobre dla zdrowia maluszka, on to czuje!
Umówmy się, że doskonale wiem, że nie powinnam się w ciąży denerwować, ale po prostu nie jestem w stanie czasem się nie rozpłakać, nie wkurzyć i to z potrójną siłą. Nie mam na to wpływu i rządzą mną hormony i choćbym chciała być niewzburzonym oceanem, to po prostu   nie jestem w stanie. I tekst: nie możesz się denerwować! W cale tu nie pomaga.

8. Kiedy rodzisz?
Albo co lepsze po terminie: Urodziłaś już? Już?  Kiedy jedziesz do szpitala? Wiesz już coś?
Pamiętam, że im bliżej terminu miałam ochotę wyrzuć telefon i wszelkie inne formy kontaktu ze mną przez okno, odciąć się od Instagrama i Facebooka, byleby tylko nie musieć odpowiadać na pytanie czy coś się ze mną dzieje i czy przypadkiem nie siedzę teraz na telefonie a przed chwilą odeszły mi wody. Kochani, nie ma chyba nic gorszego dla zniecierpliwionej i zmęczonej kobiety w ciąży niż ciągle wiadomości z pytaniem czy to już. Przyjdzie czas, godzina dowiecie się na pewno że jest już po.

9. Wyśpij się na zapas! 
Bo przecież z wielkim brzuszkiem mam ochotę nic nie robić i tylko spać...może w sumie i ochota by była, ale stan nie pozwala na wygodne leżakowanie we własnym łożu.

10. Teraz to się wszystko zmieni!
Ale że na lepsze czy jak? Chyba tylko jedni znajomi, słysząc że spodziewamy się synka, pogratulowali nam słowami: Super, to będzie cudowny okres w waszym życiu! Cała reszta ostrzegała jak to nasze życie się zmieni, jak to będziemy niewyspani i jak to wszystko będzie inaczej...


11. Ile przytyłaś?  Masz rozstępy?
 Nie no...każda z nas uwielbia otwarcie odpowiadać przy wszystkich na pytanie odnośnie własnej wagi i tego jak zmieniło się jej ciało, oczywiście na gorsze.

12.Chcesz rodzić naturalnie? 
Cesarka?
I to samo odnośnie karmienia piersią...
pytania samo w sobie wydają się naturalne, ale wszystko byłoby ok, gdyby zaraz po nich nie pojawiał się komentarz. Bo przecież zawsze jak mówiłam, że chcę urodzić naturalnie, to pojawiał się ktoś kto mówił: o matko! Serio? Ja to bym nigdy nie dała radę! Rozerwie Cię! będzie bolało! 
A gdy mówiłam, że nie wiem czy chcę karmić piersią, stado rzucało się na mnie i słyszałam coś ty! Musisz przecież spróbować! Nie ma nic lepszego niż pokarm matki (słowa kobiet które z ciążą miały tyle wspólnego co ja z zakonnicą)
Dlaczego zawsze ktoś musi mieć odmienne zdanie?

13. Pewnie ledwo się toczysz co?
A wyobraź sobie że nie! Świetnie sobie radzę i super się czuje! 

14. A jak ja rodziłam....
i tu następuje opis jakże ciężkiego porodu wraz z wspaniałymi szczegółami które na pewno zachęcą ciężarną do tego by się nic a nic nie bać 

15. Boisz się?
Nie...dlaczego miałabym się bać...przecież poród to nic strasznego ;)


Drogie Panie, jeśli przychodzi Wam coś jeszcze do głowy dajcie mi proszę znać. Chętnie uzupełnię listę ;)

 

wtorek, 6 października 2015

Akcja denko - wrzesień

Witajcie. Zaczęliśmy październik a ja z okazji nowego miesiąca postanowiłam wrócić do tradycji denkowania kosmetyków i podsumowywania tych zużyć na blogu.

Moje zapasy kosmetyczne sukcesywnie maleją, a ja staram się coraz świadomiej wybierać kosmetyki , które zamierzam używać i wprowadzać do pielęgnacji, nie chomikując przy tym tony opakowań. Akcja denko zawsze pomaga mi zmobilizować się do porządków w moich zbiorach dlatego z przyjemnością do niej tym razem wracam. Wrzesień nie obfitował w wiele opróżnionych buteleczek ale każda pusta cieszy mnie i  zapraszam Was do sprawdzenia, z czego byłam zadowolona a którego z tych produktów nie kupię ponownie.


Na pierwszy ogień w analizie wybrałam pielęgnację twarzy:

Floslek, łagodny żel do mycia twarzy- długo zajęło mi denkowanke tej buteleczki.
Specyficzny zapach produktu, a raczej brak naperfumowania, sprawiał że
odrzucało mnie i nie potrafiłam stosować go co dziennie. Poza tym miał wodnistą lejącą konsystencję, szybko spływał z dłoni. Nie polubiliśmy się mimo że dobry skład i brak kompozycji zapachowych powinien mnie zachęcić do dalszego stosowania. Niestety, nie było tak. Tym razem zmęczyłam produkt tuż przed końcem terminu, tylko po to by się go pozbyć.Żel oczyszczał twarz ale pozostawiał na skórze nieprzyjemny efekt brakunawilżenia, dlatego tym bardziej drugi raz już na niego się nie skusze mimo
sympatii do marki.

Be Beauty, płyn micelarny - ze względu na swoją przystępną cenę zagościł w moich zbiorach na bardzo długo. I raczej nie zanosi się na to by miał je opuścić. Kolejna buteleczka już zagościła w łazience przy lusterku. Micelświetnie oczyszcza moją twarz, zmywa makijaż i nie pozostawia lepkiej
warstwy. Do tego ta niska cena. Wszystkie te plusy sprawiają, że zawsze kupuje go podczas pobytu w Polsce lub proszę znajomych o przewiezienie dwóch zapasowych buteleczek.

Olay Essentials, wygładzający scrub do twarzy- krem do mycia twarzy połączony z drobinkami peelingującymi. Bardzo ciekawy kosmetyk. Delikatnie oczyszczał skórę a przy okazji ją pielęgnował
dzięki kremowej konsystencji. Nie pozostawiał tłustej powłoki, twarz nie świeciła się po jego zastosowaniu. Na pewno kiedyś do niego wrócę.


Pielęgnacja włosów :
Kerastase Resistance Volumactive, maska do włosów cienkich, nadająca objętość - mój hit. Jeden z tych kosmetyków, który mogły nigdy się nie kończyć. Piękny zapach, rewelacyjne działanie! Nie obciążała włosów, natychmiast je wygladzała i sprawiała że były bardzo miłe w dotyku. Nie miałam problemu z ich rozczesaniem, nie obciążała ich ani nie przyspieszała przetłuszczania.  Na pewno jeśli trafie na dobrą promocje zakupie ją ponownie
Alverde. szampon  do przetłuszczających się włosów- pisałam już o nim kiedyś na Instagramie. Jeden z produktów, który zdecydowanie powinien mieć większą objętość. Super skład, idealnie oczyszczał moje włosy, nie podrażnił skalpu, nie wysuszał a przy okazji rzeczywiście hamował przetłuszczanie.
Żałuje że w Anglii nie ma drogerii DM, bo na pewno kupiłabym go teraz ponownie, a tak muszę poczekać do następnej wizyty w Niemczech.


Pielęgnacja ciała:


Isana, Żel pod prysznic- odnalazłam go w zapasach z pobytu na święta w Polsce.
Kupiłam go ze względu na opakowanie. Przyjemny zwyklaczek. Ładnie pachniał,
dobrze się pienił, spełniał swoje przeznaczenie.

Alterra, olejek antycellulitowy brzoza i pomarańcza -  Uwielbiam go za ten cudowny zapach! Kolejny
produkt z serii: smutno mi że Cię już nie ma. Muszę przyznać że okazał się bardzo wydajny. Stosowałam go do wygładzenia skóry ale także do nawilżania końcówek włosów. Ciało po jego zastosowaniu pięknie pachniało a skóra była wygładzona i miła w dotyku.

Balea, płyn do kąpieli-  sprawdził się idealnie podczas moich ciążowych pobytów w wannie. Miał delikatny piękny zapach i tworzył pianę którą tak bardzo lubię podczas małych SPA. Gdybym tylko miała dostęp do DM na pewno kupiłabym go ponownie.

Jestem ciekawa czy Wy jesteście w trakcie akcji denko? Znacie któryś z kosmetyków które zużyłam?


 

wtorek, 29 września 2015

Pudło Malucha - Pudło Oliviera

W świecie blogów kosmetycznych króluje GlossyBox,JoyBox a także inne boxy i cuda. Ponieważ ostatnio krążę bardziej wokół zakupów dla niemowlaczka niż siebie samej, przeglądam często Instagram w poszukiwaniu czegoś ciekawego, nowego, czegoś co mnie zainteresuje. Uwielbiam kobiety, które mają pomysł na siebie, na swój business, w związku z czym kiedy wpadłam na stronę Pudło Malucha i poznałam Kasię, od razu pomyślałam: to coś dla mnie.
Na czym polega idea? Ile razy trafił Wam się nieudany prezent dla dziecka? Ile razy zastanawiałyście się, co kupić znajomej z okazji narodzin jej maluszka? Właśnie po to powstało Pudło Malucha. Swoje pudełko możecie skomponować wg potrzeb. Zaoferowano nam cztery kategorie:
  • maluch w drodze
  • maluch rośnie
  • prezent dla malucha
  • stwórz swoje pudło
 Sama skusiłam się na zakładkę "maluch rośnie" i przeglądając zdjęcia zamieszczone na stronie, skusiłam się na konkretny zestaw.

Teraz tylko musicie podać wiek maluszka, jego imię, rozmiar pudła ( duże = 219 zł, średnie = 109 zł, małe = 69 zł) plus wszelkie spostrzeżenia, życzenia itp.

Możecie pobrać ze strony listę produktów wraz ze zdjęciami i sami skomponować swoje pudełko. Poza tym Pani Kasia służy zawsze pomocą i w każdej chwili możecie napisać do niej o poradę :)

Jesteście ciekawe jaką wersję wybrałam dla siebie?


A co wchodzi w jego skład?
Zobaczcie same jakie cuda:



SuperRRO baby eco - eko gryzak i śliniak w jednym - Fantastyczne połączenie superchłonnegobambusowego śliniaczka z odczepianym  drewnianym gryzakiem.
Świetnie sprawdzi się już od pierwszego okresu ząbkowania.Grubość gryzaka idealnie nadaje się do bezproblemowego gryzienia oraz samodzielnego chwycenia już od 3 miesiąca życia. Jest lekki, a dzięki nasączeniu naturalnymi olejami, również antybakteryjny i nie rozwija się na nim pleśń. Drewno pochodzi z polskich lasów, a każdy gryzak wykonywany jest ręcznie na Podbeskidziu. Śliniaczek i gryzaczek czekają grzecznie na moment kiedy Olivier będzie mógł ich użyć a mama ma nadzieję, że ten etap (ząbkowanie) nie będzie czymś strasznym...

 


 SupeRRO Newborn–kocyk i osłona w jednym - Fantastyczny i uniwersalny produkt dla noworodków i niemowląt. Wykonany w 100% z miękkiego bambusa, zapewnia delikatną osłonę delikatnej skóry. Dzięki swoim wymiarom ( 70x70 cm) sprawdzi się jako pieluszka do odbicia dziecka, delikatny kokon w pierwszych tygodniach życia, otulacz na spacerze, cieniutki kocyk, ręczniczek czy też skuteczna zasłonka przeciwsłoneczna. Spowijanie dziecka działa kojąco i pozwala przedłużyć uczucie przebywania w ciasnym brzuchu matki aby noworodek mógł powoli adaptować się do nowego świata. Nie spowoduje przegrzania dziecka, łagodnie regulując temperaturę. Obszyty lamówką, pozwoli utrzymać prawidłowy kształt na dłużej. Zobaczcie sami jak Olivier śpi otulony w otulacz od Lullalove.  


 

Super Zabawka Mr B - do ogrzania, utulenia, mamlania, gryzienia, ssania, ciągnięcia, spania, na kolki przeziębienie, bóle brzuszka, ząbkowanie...Sekretem Mr B jest wkład solny, który po zgięciu patyczka nagrzewa się do temperatury 54 stopni. Kieszeń izolacyjna znajdująca się na plecach Mr B gwarantuje utrzymanie temperatury do godziny. Wkład ogrzewający jest wielokrotnego użytku! Po zastosowaniu wystarczy gotować wkład w wodzie przez kilka minut. Jest nietoksyczny, bezpieczny i co najważniejsze - nie powoduje oparzeń, jak to może mieć miejsce w przypadku popularnych metod ogrzewaczy brzuszka suszarką lub termoforem. Przytulanka wykonana jest z miękkiego pluszu wypchanego antyalergiczną włókniną. Z boku wszyto kolorowe metki. Nóżka szeleści przy dotyku. Mr B jest lekki i poręczny.
Zabawka zachwyciła mnie już na zdjęciach! Wiedziałam, że bardzo chcę by Olivier ją miał, właśnie ze względu na kształt i super kolory (czerń, biel a potem czerwień, czyli pierwsze barwy jakie zauważają nasze szkraby!). Na razie jest jeszcze za malutki, żeby bawić się Mr B, ale już wczoraj, pierwszy raz leżał w łóżeczku i bardzo długo go obserwował. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnią!


Miękki szeleścik - sensoryczna tkanina z wypustkami. Posiada kolorowe wstążeczki i biało czarne elementy.
Szeleścik jest wykonany z miłego w dotyku materiału i nie mogę się doczekać, kiedy Olivier będzie się nim bawił z zaciekawieniem.


Oczami maluszka - harmonijka - Czwarty tom serii "Oczami maluszka". Książeczka dla niemowląt do 12 miesiąca życia. Zawiera ona czarno białe ilustracje z czerwonymi elementami, bowiem po czerni i bieli to właśnie kolor czerwony jest kolejnym kolorem , który rozróżniają niemowlęta.





Maluszka czas - plan aktywności dzień po dniu-dzienniczek dla młodych mam, pomagający uporządkować wszystkie informacje o noworodku w jednym miejscu.


 Książeczka podzielona jest na 3 kategorie:
- Dzień i noc maluszka
-Niezbędnik mamy
-Notatnik 
Jest poręczna i bardzo spodobała mi się forma notowania w niej.




2 pieluchy tetrowe wykonane z 100% polskiej bawełny



Jak same widzicie, zawartość mojego pudełka przyda mi się w większość troszkę później, kiedy Olivier będzie już starszy, było to jednak zamierzone przeze mnie. Wybrałam te produkty, którymi od dawna byłam zainteresowana i cieszę się, że udało mi się dostać je wszystkie w jednym pudełku bez zbędnego biegania p sklepach internetowych i płacenia za kilka przesyłek.

Polecam wszystkim z Was Pudło Malucha. Jestem pewna, że idea przypadnie i Wam do gustu i będzie świetnym rozwiązaniem dla każdej z Was, nawet w sytuacji, kiedy po prostu chcecie dać komuś oryginalny prezent urodzinowy :)


niedziela, 27 września 2015

Tydzień - czy to tak wiele?

Wczoraj minął tydzień. 7 dni temu przywitaliśmy na świecie Naszego Oliviera, Nasz cud.



19 września 2015 i 21:45 3630 g i 50 cm zmieniło Nasz świat nie do poznania :)

Jak wiele może zmienić tydzień?
Pomyślcie...dla nas to kompletna rewolucja w życiu, oczywiście na lepsze.
Od tygodnia notuję wszystkie spostrzeżenia, wszelkie zmiany, obserwuję i muszę przyznać, że niesamowite jest to, jak takie maleństwo potrafi zmienić się w 7 dni przy okazji uświadamiając mi, że czas naprawdę przy takim szkrabie mija bardzo szybko. Staram się łapać każdą chwilę, uśmiech, zmianę w zachowaniu, a
ostatnio nawet powiedziałam do Szymona, że chciałabym aby Olivier takim maluszkiem był przynajmniej rok, bym mogła się tym stanem nacieszyć, by nie przeleciał on między palcami...

Na szczęście nie dopadły mnie wielkie zmiany nastrojów, nie mogę narzekać, jednak przyznam rację tej osobie, która powiedziała mi, że najgorszy jest i będzie brak pewności siebie. Bo już przed porodem w mojej głowie kołatały się myśli w stylu: czy dam sobie radę? Jak to będzie? Czy będę umiała go karmić piersią? Czy, czy czy...?I zazdroszczę szczerze wszystkim tym kobietom, które rodząc dziecko nie bały się, wierzyły w siebie i wiedziały, że wszystko to, co robią jest dobre, słuszne.
Bo ja jestem matką wrażliwą. Potrafię patrzeć na Oliviera i czuję, jak czasem grochy spływają mi po twarzy bo obserwuję i tak kocham, że rozsadza mnie od środa i pisząc to wiem, że tylko druga kobieta potrafi mnie zrozumieć, bo miłość jakby podana w zastrzyku hormonalnym rozsadza mnie od środka. Facet obserwujący mnie z boku, pomyślałby oszalała!
Potrafię drżącymi rękami zmieniać mu w nocy pieluszkę i myślę każdego dnia: kiedy on to polubi i przestanie płakać?
Pierwsze dni zastanawiałam się czy mój pokarm jest dobry, czy się najada, czy wszystko jest ok, czy dobrze się odżywiam. Głowa była i jest pełna pytań i wiem że tak będzie jeszcze nie raz a wszystko dopiero przed nami.

Tydzień zmienia tak wiele...Niech ktoś zatrzyma na chwilę czas...Proszę.
Kochani, dziękuję, że jesteście, za każde gratulacje i słowa wsparcia, a teraz wybaczcie idę tulić mojego synka, dopóki jeszcze tak cudnie pachnie.


piątek, 25 września 2015

Nowy członek rodziny - 3630 g szczęścia

W Naszym życiu 6 dni temu pojawił się mały człowieczek i zrewolucjonizował świat. Z uśmiechem na ustach przypominam sobie słowa znajomych: Odpocznij, bo później nie będziesz miała czasu na nic (to te teksty z serii podtrzymujące na duchu, w stylu ja mam dziecko i postraszę mamuśkę co by lepiej w życiu niż ja nie miała), patrzę na naszego okruszka i uśmiecham się pod nosem, bo los chyba był dla mnie łaskawy. Owszem, nasza cudowna przylepa kocha się przytulać, uwielbia leżeć na piersi tatusia i czuć jego bliskość,ale wszystko to daje nam coraz większego powera do działania i na razie złego słowa o nowej sytuacji w naszym życiu nie mogę powiedzieć.

Co się zmienia? Wszystko, ale najgorzej kiedy człowiek uświadamia sobie, że każdego dnia dzieje się coś, co nigdy nie powtórzy się już na nowo...Jego pierwszy krzyk, liczenie paluszków, drżące nogi podczas pierwszej zmiany pieluszki, stres czy aby na pewno jego brzusio jest pełen, moje łzy kiedy zakrztusił się śliną podczas badania pediatry, pierwsza kąpiel w wanience, ciągłe myśli czy wszystko jest dobrze...Wszystko jest nowe, nieznane, każdego dnia mimo iż nie dzieje się nic specjalnego dzieje się tak wiele i musicie wybaczyć, ale nie chcę odpoczywać, nie chciałam i nie będę...bo od środka rozsadza mnie szczęście.

Znacie to?
Ile Wy potrzebujecie by poczuć się szczęśliwi?
Nam w sobotę wystarczyło 3830 g :)



Już niedługo napiszę coś więcej Kochani o pobycie w szpitalu i Olivierze, który tak zmienia nasz świat :)




piątek, 18 września 2015

Final Countdown - To ten dzień - Co zabiorę ze sobą do szpitala? (moja torba)

Nastał ten dzień. 18 wrzesień...a w mojej głowie wiele myśli. Za wiele. Nie mogę się nadziwić jak szybko mija czas. Dzisiaj wyciągnęłam test ciążowy z dwoma kreseczkami i łezka zakręciła mi się w oku i tak patrzę na kulkę którą mam pod biustem i na samą myśl, że za chwilę jej nie będzie, robi mi się miękko na sercu. Z jednej strony pojawia się radość i podekscytowanie z drugiej strony wiem, że kończy się pewien 9 miesięczny etap w moim życiu. Jeśli chcecie wiedzieć jak szybko mija 3/4 roku, zapytajcie kobietę w ciąży. Zapewne powie Wam to samo co ja: Bardzo szybko!

Cieszę się, że zainteresował Was mój ostatni post i na prośbę kilka osób dodaję dziś kolejna listę, tym razem podsumowuję co wepchnęłam do mojej torby.



TORBA MAMY:

1. DOKUMENTY
- dowód osobisty/paszport (mieszkam w Anglii)
- karta ciąży wraz ze wszystkimi badaniami

2. Koszule do karmienia
Spakowałam 3 sztuki. Jedną będę miała na sobie przed porodem wraz z legginsami , a dwie zostawiam na czas po porodzie. Wątpię, żebym miała siły i ochotę gramolić się w nogawki od spodni. Udało mi się dostać super rozpinane koszule noce w Primarku i jeśli tylko poszukujecie czegoś ładnego a będziecie w tym sklepie, polecam zajrzeć na dział z piżamkami.

3. Szlafrok
Kupiłam go...dzisiaj? Tak. Długo trwały poszukiwania takiego, który nie byłby:
a) biały - nie mam ochoty paradować w bieli na porodówce
b) gruby
Większość szlafroków dostępnych teraz w sklepach jest już gruba, polarowa,a jak pewnie większość Was wie, w szpitalu na porodówce jest gorąco o czym przekonałam się już nie raz podczas ktg. Poza tym, kobieta w ciąży ma wyższą temperaturę ciała.
W końcu znalazłam ideał. Tesco i F&F nigdy nie zawodzi!

4. Biustonosz do karmienia - idealne trafiłam w Mothercare. Spakowałam 2 sztuki.

5. Bielizna na zmianę - majtki, skarpetki.

6. Papcie i klapki - możecie oczywiście zdecydować się np na jedne klapki, ale ja pod prysznic wybrałam japonki a papcie na pewno przydadzą mi się przed porodem, do przemierzania sali :)

7. 2 ręczniki - mały i duży

8. Strój kąpielowy (dwuczęściowy) - mam nadzieję, że uda nam się załapać na poród w basenie

9. Wkładki laktacyjne (u mnie Lansinoh)

10. Podkłady i majtki poporodowe

11. Maść na brodawki Lansinoh

12. Kosmetyki : polecam miniaturki. Zabierzcie je wg uznania

13.  Pomadka do ust - dziewczyny zwróciły mi uwagę na to by o niej nie zapomnieć

14. Coś na zabicie nudy: książka, gazeta, mp3

15. Jedzenie i napoje : batoniki, isotoniki, banany, woda z małym dzióbkiem, ulubiona herbatkaPo

16. Ulubiona poduszka :)

Mam nadzieję, że moja lista i tym razem Wam się przyda i że o niczym  w pośpiechu nie zapomniałam.
Na koniec dodaję być może już ostatnie zdjęcie z brzuszkiem...rozczulam się bardzo kiedy na nie patrzę.